Krowy były tak wycieńczone, że lekarz zdecydował o ich eutanazji. Na cierpiące w transporcie zwierzęta natrafili aktywiści fundacji Viva! podczas rutynowej kontroli pod Parczewem.
– Nie trzeba być specjalistą, żeby naocznie stwierdzić, że zwierzę cierpi i dogorywa – uważa Piotr Kicman, powiatowy lekarz weterynarii w Parczewie.
To on zdecydował we wtorek o jak najszybszym uśmierceniu trzech krów. – Dalszy transport narażałby te zwierzęta na jeszcze większe cierpienie i ból – nie ma wątpliwości lekarz.
Wszystko zdarzyło się, gdy aktywiści prozwierzęcej fundacji Viva! prowadzili rutynowe kontrole z Wojewódzkim Inspektoratem Transportu Drogowego w Lublinie. – Chodziło o sprawdzenie dobrostanu zwierząt przewożonych na rzeź – tłumaczy Paweł Artyfikiewicz, koordynator grupy interwencyjnej Vivy! Niestety w jednym z transportów krowy były w stanie agonalnym.
Ale początkowo kierowca próbował to ukryć. – Mężczyzna zadeklarował, że przewozi trzy sztuki do ubojni. Ale w zamkniętej części ciężarówki były schowane trzy kolejne krowy. Były tak wycieńczone, że nie były w stanie stać o własnych siłach – relacjonuje Artyfikiewicz.
Aktywiści wezwali na miejsce lekarzy weterynarii i policję. – Mogę potwierdzić, że trzy krowy były leżące. Jedna była w stanie agonalnym, nie wykazywała żadnych reakcji na bodźce zewnętrzne. Nasze oględziny i badania dały podstawę do podjęcia decyzji o uśmierceniu poprzez podanie środka farmakologicznego – tłumaczy Kicman.
W jego ocenie, zwierzęta nie powinny być w ogóle transportowane, a ich ewentualny ubój powinien odbywać się w gospodarstwie właścicieli. Jedna z krów była świeżo po wycieleniu, a druga po poronieniu i również nie powinna być przewożona w takim stanie. Jednak trzy pozostałe sztuki, pojechały ostatecznie na ubój, bo zdaniem lekarza „były w dobrym stanie”.
– Krowy miały pasy na nogach, co może świadczyć, że były siłą wciągnięte do samochodu. Kierowca co prawda tłumaczył, że to miało je uspokoić, a krowy według niego położyły się podczas transportu. Ale to oczywiście bzdury – stwierdza koordynator grupy interwencyjnej Vivy! W jego ocenie „kierowca musiał być świadomy, w jakim stanie są zwierzęta, które wciąga do samochodu”. Dlatego fundacja będzie dążyła do ukarania osób odpowiedzialnych za taką sytuację. – Nie mamy wątpliwości, że doszło do znęcania się nad zwierzętami – zaznacza Paweł Artyfikiewicz.
Policja czeka jeszcze na opinię weterynarii. – Na miejscu kontroli prowadziliśmy oględziny, ale tutaj kluczowa będzie opinia Powiatowego Lekarza Weterynarii. To pozwoli określić w jakim kierunku prowadzone będą dalsze czynności – tłumaczy st. sierżant Ewelina Semeniuk, rzeczniczka parczewskiej policji. Jeszcze nikt nie został przesłuchany, ani nie usłyszał zarzutów.
Ale parczewska prokuratura wszczęła już postępowanie. – Toczy się w kierunku znęcania nad zwierzętami – potwierdza Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Oprócz oględzin śledczy będą analizować próbki pobrane od krów. – Gromadzona jest dokumentacja dotycząca transportu. - Przesłuchany będzie też kierowca– zapowiada pani rzecznik.
Ale, w opinii lekarza weterynarii, odpowiedzialny za wszystko jest nie tylko mężczyzna, który przewoził krowy.
– W tej sprawie kierowca był pośrednikiem w transporcie, to on stał się dysponentem i odpowiadał za to w jakim stanie te zwierzęta się wówczas znajdowały – zauważa Piotr Kicman. – Osobną kwestią pozostaje to, że pierwotni właściciele zgodzili się na taki transport – zaznacza.
Za znęcenia nad zwierzętami grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.